Jak zostałem milionerem - Jan M. Fijor
Producent: Fijor Publishing
Jak zostałem milioneremJan M.
FijorWydawnictwo: Fijorr PublishingIlość stron:
268Oprawa: miękka W czasie pobytu w Argentynie,
wiosną 1984 roku, poznałem Adolfo Perez Esquivela, laureata
pokojowej nagrody Nobla, którego zaprosiłem do Polski.
Ambasada polska odmówiła mu wizy, gdyż Esquivel powiedział
w wywiadzie, że jedzie do Polski aby się spotkać
z Wałęsą, prymasem Glempem i ze mną. Wiadomość o odmowie
wizy nobliście dotarła do Wolnej Europy i zrobiła się
chryja na całego. Ledwie afera ucichła, gdy na prośbę
prof. Mariusa Barnarda z Południowej Afryki, brata
Christiana, tego który jako pierwszy dokonał transplantacji
serca (Marius operował dawcę, Christian biorcę, czyli Luisa
Washkanskyego) zaprosiłem do Polski pewnego historyka
z RPA, co odbiło się echem w krajach Czarnego Lądu,
protestujących przeciwko zapraszaniu przedstawicieli RPA,
która jak wiadomo była w owym czasie bojkotowana. Kolejna
zadyma, kolejne przesłuchania. Za namową życzliwego mi
kapłana, postanowiłem spakować manatki i wyjechać
do Ameryki na rok, dwa, aż się sprawy uspokoją. Przez
myśl mi nie przeszło, że zrobi się z tego aż prawie 20
lat. W każdym razie, 16 marca 1985 roku, w samym apogeum
peerelowskiej beznadziei, kiedy już nawet octu w sklepach
zabrakło (przypominam tym, którym się marzy powrót peerelu!)
wylądowałem z żoną, niespełna pięcioletnią córeczką
i kilkoma walizkami na lotnisku Kennedy’ego, a po
załatwieniu formalności (wiza, dokumenty pobytowe), dzień później
na chicagowskim O’Hare. Naszym formalnym sponsorem była moja
siostra Krystyna, tancerka „Mazowsza”, która nie powróciła
z tournee zespołu w lutym 1982 roku i w Chicago
wyszła za mąż. Faktycznie jednak, po kilku dniach
mieliśmy lecieć do Kansas City, do Dixie Ryan,
amerykańskiej dziennikarki, przyjaciółki Polski i Polaków,
właścicielki i wydawcy magazynu Arabian Horse Times,
miesięcznika specjalizującego się w problematyce koni
arabskich, u której miałem pracować w charakterze
researchera ds. rynku koni, który od strony podażowej
zdominowany był przez klacze polskie.Niestety, w przeddzień
naszego wyjazdu do Kansas, nad miastem przeszło potężne
tornado, które powaliło m.in. dom Dixie, niszcząc także jej
stadninę, budynki gospodarskie – słowem dramat. Nasz przyjazd
został przeniesiony na „później”. Nigdy do tego „później”
nie doszło. Państwo Ryan, w wyniku huraganu, wpadli
w tarapaty finansowe, czego rezultatem był upadek Arabian
Horse Times, a tym samym fiasko jedynego pomysłu, jaki
na Amerykę miałem. Po omacku w Ameryce Wiosną 1985
roku, Stany Zjednoczone pogrążone były w ciężkiej recesji,
jaka zapanowała po rządach Jimmy Cartera. W polskim radio
i tv huczało od dramatycznych doniesień z USA,
ale ja w ani jedno słowo nie wierzyłem; oto siła
propagandy! Tymczasem recesja była naprawdę ciężka, bez pracy
pozostawało prawie 9 proc. ludzi, co jak na Stany Zjednoczone
jest katastrofą, dolar dołował, tak jak dołuje obecnie, tracąc
na wartości w wyniku ogromnego deficytu budżetowego, jaki
zafundował Amerykanom reaganowski program niszczenia „imperium
zła”, czyli zmasowany atak na Sowiety; „gwiezdne wojny”,
zbrojenia, wspieranie opozycji demokratycznej w Polsce etc. Co
prawda, z perspektywy lat wiemy, że Ronald Reagan
z recesją sobie poradził i pomimo głębokiego deficytu
budżetowego wprawił gospodarkę w najdłuższy od czasów
wojny, bo trwający niemal do roku 2000, okres prosperity,
to jednak trzeba było ogromnej sympatii do prezydenta
i gigantycznego optymizmu, aby wtedy to wychodzenie
z recesji dojrzeć. Ja, jednak Reaganowi, a właściwie:
w Reagana, dość szybko uwierzyłem.Zaczepiłem się
na chwilę, jako barman w „polskiej” tawernie,
której współwłaścicielem był mój kumpel ze studiów.
Niestety, od czasu wspólnego „waletowania” w akademiku,
kolega zmienił się nie do poznania, praca u niego była
koszmarem, tym bardziej, że płacił grosze – 2 dol.
na godzinę. Barman żyje co prawda z napiwków,
ale tam akurat napiwków nie było. Na szczęście, mniej
więcej po miesiącu, w pojawił się w tawernie
Richard, Polak, który właśnie otworzył restaurację
w chicagowskim downtown i poszukiwał barmana.
Po kilku słowach rozmowy, uznał, że znalazł go
we mnie. Równocześnie z posadą barmana w eleganckiej
restauracji „Pelican’s catch”, dostałem pracę korektora
w Dzienniku Związkowym, jednym z najstarszych pism
polonijnych. Za namową szwagra, a także pod wpływem
p. Sheldona Gooda, właściciela agencji pośrednictwa
nieruchomości, którą w weekendy sprzątałem, zapisałem się
na kurs pośredników od nieruchomości.Wstawałem więc
o 4 nad ranem, jechałem do redakcji Związkowego,
kończyłem pracę o 12,30 i biegłem na kurs.
We wtorek, piątek i w sobotę od 17.00
do rana pracowałem jako barman. Dzięki intensywnemu
wydzielaniu adrenaliny, wywołanemu strachem przed śmiercią
głodową, udawało mi się taki rozkład zajęć dość płynnie realizować.
Człowiek wiele potrafi, zwłaszcza jeśli musi. Myślę, że gdyby
w Polsce – w miejsce zasiłków dla bezrobotnych –
wprowadzono kary za pozostawanie bez pracy, albo jakiś inny
ostry, lecz natural
Sklep: ksiegibarneja.pl
Cena:
42.00
39.90
PLN
Przejdź do sklepu