Sekrety amerykańskich milionerów - Stanley, Danko
Producent: Fijor Publishing
(Fragment Wstępu do II wydania) ( )
We współczesnym świecie grant, dotacja, darmowe transfery
z kasy publicznej czy wygrana na loterii stały się
gwarantem szczęścia i sprawiedliwości, zaś bogactwo zdobyte
ciężką pracą to przeżytek, niekiedy wręcz przekleństwo. Czy
trudno się dziwić, że na skraju bankructwa znalazła się nie
tylko Grecja i Portugalia, ale i takie
potęgi gospodarcze, jak Wielka Brytania, Belgia, Włochy,
a bezrobocie – w, znajdujących się od 4 latach
w zapaści gospodarczej, Stanach Zjednoczonych – jest
dwucyfrowe. Zamiast powrócić do starego, sprawdzonego modelu:
przedsiębiorczości, odpowiedzialności, oszczędzania i solidnej
pracy, którego owocem było zawsze bogactwo narodów, przywódcy
polityczni i związkowi odgrażają się, że kapitalizm
ukrócą a bogatym utrą nosa. Jaskrawym przykładem takiej
filozofii jest ogłoszony przez prezydenta Stanów Zjednoczonych,
program odbudowy gospodarki, który ma polegać m.in. na
nałożeniu na najlepiej zarabiających Amerykanów, tych
których dochód przekracza milion dolarów rocznie, dotkliwego
podatku; mówi się nawet o przedziale marginalnym
na wysokości 80 procent. W USA opresyjne podatki
(do 95 procent) od najlepiej zarabiających to żadna
nowość. Zaskakujące jest jednak to, że tym razem autorem
pomysłu opodatkowania najbogatszych nie jest lewicowy
intelektualista czy ambitny populista, lecz jeden
z najbogatszych ludzi świata, finansista, multimiliarder,
Warren Buffett. Otóż, giełdowy Prorok z Omahy, uznawszy
że zanosi do urzędu skarbowego mniej (17,7 proc.)
podatku dochodowego niż jego sekretarka (30 proc.), uderzył się
w piersi i zaproponował – zresztą nie on jeden, podobnego
zdania są inni amerykańscy nababowie m.in. George Soros czy
Bill Gates – by kongres, w imię sprawiedliwości
społecznej, obciążył jego i innych najbogatszych super
podatkiem. Tymczasem, „podatek Buffetta”, bo tak go ochrzciły
media, nie tylko nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością
społeczną, on co gorsza opiera się na błędnych przesłankach.
Po pierwsze, nieprawdą jest że Buffett płaci mniej niż
jego sekretarka. Dziecko jest w stanie wyliczyć,
że 17,7 procent od 1 miliarda (bo tyle niekiedy zarabia
Buffett) to 177 milionów dolarów, podczas gdy 30 procent
od dochodu sekretarki, czyli od 50 tysięcy dolarów,
to zaledwie 15 tysięcy dolarów. Różnica kolosalna.
Po drugie, to że sekretarka pracuje jest możliwe dzięki
temu, że Warren Buffett stworzył jej miejsce pracy. Zresztą
Bufett płaci sekretarce znacznie więcej.Będąc jej pracodawcą
pokrywa za nią połowę składek ubezpieczenia socjalnego (ok. 8
proc. dochodu sekretarki), ponosi koszty jej urlopu, choroby,
ubezpieczenia lekarskiego i wiele innych wydatków. Pomijam już
fakt, że z danych amerykańskiego fiskusa (IRS) wynika, iż
osoby zarabiające w przedziale od 34 – 50 tysięcy dolarów
płacą efektywnie zaledwie 10 procent podatku, a nie jak
wyliczył Buffett, 30 procent. A także to, że 5 procent
najlepiej zarabiających Amerykanów płaci blisko 30 procent wolumenu
podatków, połowa Amerykanów płaci 90 procent podatków, zaś druga
połowa nie płaci ich w ogóle. W umysłach laika pojawia
się pytanie: czy to możliwe, żeby Buffett się pomylił?
Żeby lekką ręką chciał oddać kilkaset milionów dolarów
rocznie? Qui bono? Wszak Ludwig von Mises pisał,
że człowiek działa racjonalnie, a więc tak, aby było mu
lepiej. Być może Buffett ma wyrzuty sumienia i w ten
sposób chce je zmazać? To bardzo prawdopodobne, jednakże zbyt
proste wytłumaczenie. A może obawia się o swoje życie?
W Stanach Zjednoczonych narasta wrogość wobec najbogatszych,
więc guru nie chce podzielić losu krezusów, którzy zginęli
na szafotach Paryża czy w kazamatach St. Petersburga.
Zwłaszcza, że Buffett nie jest człowiekiem rozrzutnym,
wystarczy mu te kilkaset milionów, które ma na książeczce.
To też możliwe, choć mało prawdopodobne. A może ten
wybitny inwestor nie zna podstaw ekonomii? To niemożliwe. On
dobrze wie, że wysokie podatki nie są warunkiem efektywności
gospodarczej, skuteczności działania państwa, czy nawet
sprawiedliwości społecznej, cokolwiek pod tym terminem
rozumieć. Wręcz przeciwnie. Buffett nieraz mówił, że wysokie
podatki są źródłem marnotrawstwa, błędnej alokacji zasobów,
obniżają motywację do pracy i demoralizują. Wie dobrze,
że w krajach mniej liberalnych, gdzie ludzi bogatych
traktuje się znacznie gorzej niż w Stanach Zjednoczonych,
gdzie państwo jest „solidarne” i „pochyla się
nad ubogimi”, obciążenia podatkowe niżej zarabiających są
wyższe niż w USA; biedni płacą całą masę podatków pośrednich
(VAT, akcyza itp.), które nakładane są na bogatych
w celach redystrybucyjnych po to tylko, aby wystarczyło
na wyrównywanie szans ludziom „mniej uprzywilejowanym”.
Jednakże samo zabieranie bogatym i dawanie biednym – pisze
Bertrand de Jouvenel[1] – nie wystarcza. Trzeba też zabierać
biednym, żeby wystarczyło dla mniej biednych.Lektura „Sekretów
.” dowodzi ponadto, że ludzie zarabiający1 mln dolarów
rocznie rzadko kiedy są milionerami. Tylko co ósmy z tej grupy
posiada majątek wart milion do
Sklep: ksiegibarneja.pl
Cena:
54.95
52.20
PLN
Przejdź do sklepu